I Otwarte Mistrzostwa Mikołowa XC

Sobota, 26 czerwca 2010 · Komentarze(5)

Haa wpadłem do Mikołowa razem z częścią naszej teamowej paczki (Aga, Bodzio, Robert) na "lajtowe zawody XC". I okazało się że byłem w ogromnym błędzie używając słowa "lajtowe". Już podczas kółka zapoznawczego okazało się że będzie miazga. Mikołowscy ściganci Roweroryści skonfigurowali taką trasę, która wg zasłyszanych opinii mogłaby być eliminacją pucharu Polski w XC.

W oczekiwaniu na swój start dopingowałem resztę naszej ekipy, która jechała przede mną. Aga wyjęła klasę, startowała niestety w niej sama ale jechała do mety jakby goniła ją setka rywalek. Wśród wszystkich pań wysoko 5 miejsce. Gratulacje.

Potem startował Robert z Bogdanem. Robert megapechowo - po slajdzie na sypkiej nawierzchni, spotkanie z betonowym murkiem - zdrowo poobijany, wycofał się z dalszej rywalizacji. Bodzio piąty.

Przyszła i kolej na mnie. 5x pętla 3,5km. Start i zaczęło się rwanie do przodu... Można było zapomnieć o złapaniu swojego tempa, rytmu do czego przyzwyczaiły mnie starty w bike maratonach. Trasa fundowała co chwila ostre techniczne podjazdy a za rogiem zjazd i takie szarpanie prawie na całej długości z wyjątkiem chwili wytchnienia podczas okrążania stadionu.



W końcówce pierwszej pętli jadąc w połowie stawki, mnie również dopada pech. Chcąc na maxa wykorzystać miejsce... prędkość.. (brakło podejrzewam 2cm) zahaczyłem kierownicą o drzewo. Koło skręciło w lewo, ja fikoł nad kierą, w stylu karateki łamie sobie kolanem szprychę w przednim kółku i krzywie całą obręcz. Szybki serwis na trasie - Bodzio wykręca mi złamaną szprychę i pyta czy jade dalej, ja w szoku - JADE!!! Nie było już szans na podjęcie walki z większością rywali ale powalczyłem z myszkującym to w prawo to lewo kółkiem, z własnymi słabościami, ze smakiem krwi w ustach i brakiem oddechu. Na ostatniej pętli kończy mi się woda i Robert podaje mi swój bidon a ja do kompletu glebie drugi raz haratając lewym kolanem po asfalcie. Ale na mecie nie jestem ostatni :D (wyników oficjalnych brak - może się pojawią)
XC to całkiem inna sprawa niż maraton... niby dystans niewielki ale miażdży płuca i nogi.

BM Piechowice

Sobota, 19 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Po ponad miesięcznej przerwie, spowodowanej występami na weselnych parkietach powróciłem na trasę Bike Maratonu, tym razem w Piechowicach. Początek nie wróżył zbyt dobrej imprezy, bo podczas dojazdu na start ze schroniska, w którym nocowaliśmy wypakowałem w przydrożne skały i obdarłem kawałek lewego yyyy prawego znaczy się łokcia, łupało mnie coś w lewym kolanie ale chęci były i nie zrażałem się! Tym razem startowałem z 3 sektora z Ziobrem i plan był prosty nie dać mu uciec.





I podczas 11km podjazdu w miarę mi się to udawało. Pod koniec jednak straciłem go z pola widzenia bo sił zaczęło brakować, jednak starałem się utrzymać w miarę równe tempo i ciś dalej pod górę - bo skoro jest pod górę to musi i być z górki. Cierpliwość się opłaciła bo trasa w Piechowicach zafundowała mi moim zdaniem najlepsze zjazdy z dotychczasowych zawodów. Na początku szerokie szutrowe drogi gdzie prędkość sięgała w moim przypadku 63,2km/h.



A później zjazdy zrobiły się techniczne na początku kamieniste...



... następnie megabłotniste...



Do tej pory moim zdaniem najciekawsza eliminacja no i też najlepiej mi poszło:
MINI 26km:
1:20:04
21/55 M2
89/321 OPEN
V avg: 19,48 km/h

dom - praca- dom

Piątek, 18 czerwca 2010 · Komentarze(1)
Kurs do pracy Jaworzno - Tychy - Jaworzno. Pękł 1000 :D może uda się jeszcze ze 2000 w tym roku nakręcić :D

Procesje trzy :D wycieczkowo

Czwartek, 3 czerwca 2010 · Komentarze(6)
Wpod mi do głowy pomysł cołkiem odlotowy... kopniemy się na górę Żar... przecież to całkiem nie daleko!! Jak pomyślał tak zrobił i teraz leży w łóżku i stęka ała ała ała...
Bilans:
- Jaworzno - Mysłowice - Imielin - Bieruń - Oświęcim - Kęty - Porąbka - Międzybrodzie i up up on the Żar (asfaltem) zjazd stokiem i powrót analogicznie
- 145km w wycieczkowym tempie
- straciłem dwóch kolegów których zabrałem ze sobą - Jeffrey i Iskier - już mnie nie chcą znać

Wypad fajny pogoda dopisała, w końcówce Bieruń - Jaworzno trochę podeptałem i teraz są efekty po przejechanych 120km nie ma co szaleć. Wanna -> łóżko -> piwko i rekonwalescencja jak coś wykombinuje to nogi na lampie powiesze!!!
Poniżej parę fotek z mostu w Porąbce (woda na Sole znowu się podnosi) no i z góry (żeby nie było że nie wjechałem :p)











Silesia MTB Cup 2010

Niedziela, 30 maja 2010 · Komentarze(4)
Po niefortunnym treningu z wywrotką postanowiłem jednak wystartować, szczerze mówiąc to lepiej wychodziło mi pedałowanie niż chodzenie na nogach - kuśtyk kuśtyk kuśtyk. Wizualne efekty (czyt. siniaki) wywrotki zaczynają wychodzić dopiero dziś jak piszę tą relacje ale mniejsza o to do wesela się zagoi... yyy wesele za 4 dni haha!
Po dotarciu na miejsce wizyta w biurze zawodów celem odebrania numerów startowych i klamka zapadła jadę Mega. W końcu to tylko 34km jeżdżenia po parku, każdy dzieciak by dał rade. W oczekiwaniu na start naszego dystansu dopingujemy resztę ekipy jadącą dystans Mini. Ale i na nas przyszła pora. Początek asfaltem tak jak się spodziewałem...



Potem troszkę leśnych ścieżek...





Żeby znów wjechać na asfalt...



Jak zwykle tempo mnie zabija, zaczynają mnie boleć żebra i kręgosłup prawdopodobnie z powodu treningowej gleby i w głowie znowu jedna myśl co ja tu robię, zamiast siedzieć na słoneczku i popijać chłodne piwko, dojadę pierwszą pętle i ide do auta pakować rower i nie jadę już na żadne zawody, to nie ma sensu chyba już wszyscy mnie wyprzedzili haha!
Do tego wszystkiego mit o parkowym jeżdżeniu odchodzi w zapomnienie, padający przez ostatnie tygodnie deszcz skutecznie rozmiękczył nawierzchnie na terenowych odcinkach trasy a jednak jest ich jednak sporo! Jednak w tym dniu w porównaniu do Zdzieszowic walka z błotem wychodzi mi lepiej, co wraca mi trochę wiary i dodaje uporu, żeby jednak jechać dalej :) robię wielkie oczy jak trasa zaprowadza mnie na tor motocrosowy, hopki, muldy itp. żeby po chwili przenieść się do części dla rowerzystów ale tych bardziej zamortyzowanych.



W życiu bym nie pomyślał że tyle ciekawych miejsc jest w chorzowskim parku. Drugą pętle zaczynam w lekkim deszczu który daje trochę ochłody i wraca sił. Zaczynam jechać swoim tempem wydaje mi się że dość rekreacyjnym i zbyt powolnym ale założenie jest takie żeby dojechać do mety i nacieszyć się jazdą! Koniec zawodów odbywa się w masakrycznej ulewie ale jedzie mi się dobrze... Jest meta!!!
Drugą pętla niby na luzie a czas praktycznie taki sam jak na pierwszej - i po co było się szarpać na starcie :/ trzeba dalej szukać zdrowego umiaru żeby się nie zarzynać na samym początku.

Mega:
1:48:45
63/118 OPEN
23/40 M2

PS
Iskier dzięki za foto!

Zapoznanie z trasą Silesia Cup MTB / lepszy martwy niż drugi

Sobota, 29 maja 2010 · Komentarze(0)


Skończyłem pracę o 7 rano. Szybki telefon do Ziobra - "trzeba objechać trasę jutrzejszych zawodów. Drukuj mapę jedziemy do Chorzowa" Jak ustalili tak zrobili. Zaczęliśmy kluczyć po uliczkach chorzowskiego parku kultury i wypoczynku z mapą to w ręce, to w zębach. Jest tych uliczek od groma. Jakoś nam to pomału szło ale do przodu. Z początku głównie asfalt potem podpięliśmy się pod gościa, który chyba też objeżdżał trasę no i poszło - w błoto. A miało być na spokojnie bez papraniny i bez mycia rowerów. Jak zwykle - nie wyszło :D





Po chwili przerwy po błotnej kąpieli wróciliśmy do mapy i przeczesywania parku za właściwym torem jazdy i natrafiliśmy na, nie wiem jak to nazwać, tor przeszkód/ścieżkę do enduro - coś na ten kształt. I zaczął się konkurs skoków rodem ze słoweńskiej Planicy!!! Zdjęcie niestety nie za wyraźne bo z telefonu.





Po oddaniu ok 10 skoków stwierdziliśmy że podjedziemy jeszcze do góry tą ścieżką na której napotkaliśmy naszą interesującą hopkę. Zjedziemy jeszcze raz i pośmigamy gdzieś dalej. I to był książkowy przykład tego, że nie należy jeździć bez kasku. Dojeżdżając do hopy stwierdziłem że dokręcę nieco mocniej niż poprzednio i spróbuje się mocniej wybić. W powietrzu było pięknie ale gorzej z lądowaniem. Wylądowałem krzywo, rower zaczął sunąć bokiem ja już nie pamiętam czy pod nim czy przeleciałem nad nim. Bilans taki: rower zatrzymał się na leżącym złamanym drzewie, jakieś dwa metry dalej, potargany łokieć, naciągnięta łydka, obite lewe biodro i prawie wybity bark. Całe szczęście sprzęt cały, a ja hmmm trzeba zacisnąć zęby i stawić się jutro na starcie - ból minie, a duma pozostanie! Hehe!
Na domiar tego wszystkiego Ziober zerwał łańcuch w swoim "lowelku", więc nie pozostało nic jak śmigać do busa, i do domu reperować łańcuch i lizać rany...
Do zobaczenia jutro w Chorzowie!

Around the chimneys

Środa, 26 maja 2010 · Komentarze(0)
Poszedłem do piwnicy i rower przykleił mi się do tyłka.....

Walka z wiatrem i dwiema spuchniętymi koleżankami

Wtorek, 25 maja 2010 · Komentarze(0)
Te dwie koleżanki to wątroba i śledziona... wesele w Koniakowie nie służy podtrzymaniu formy oj nieee... mam nadzieje że opuchlizna zejdzie do niedzieli bo szykują się zawody w Chorzowie http://www.silesiamtb.pl/. Na dzień dzisiejszy rundka po okolicy Długoszyn - Szczakowa - Ciężkowice - Mysłowice i do domku... Początek masakra potem się trochę rozruszałem... miejmy nadzieje że pogoda trochę się zmieni oczywiście na lepsze, bo sprzęt się kurzy a mięśnie stygną!

Jak szturcu zamówi pogode to nie ma ....... we wsi :p

Sobota, 15 maja 2010 · Komentarze(0)
Długo wyczekiwany wypad stojący pod dużym znakiem zapytania z powodu pogody. Nie wiem jak to się stało, że leje przez cały tydzień, w sobote szczęśliwie bez deszczu, a dziś to już szkoda gadać! Skąd tyle tej wody na tym niebie się znalazło? Dosyć o pogodzie!

Wypadzik udany: BB Główna asfaltem pod Szyndzielnie, przyjemny podjazd szutrokamykami pod górę...



U góry szybka herbatka, ciacho w schronisku i ogień na Klimczok :D



Z Klimczoka na Błatnią (Błotny) - już wiem skąd nazwa tego szczytu ;p
Tyle błota to w życiu nie widziałem... chwila przerwy





Potem już siuterkiem na dół tak pod 6 dyszek :D żeby na jakimś kamieniu usłyszeć sssssssnake'a... mechanicy kubicy ---> wymiana dętki i dalej już asfaltem wizyta w MC'u amciu amciu, PKP i do domu. Wypad super :) dzięki za towarzystwo dla Jara i Ziobra

Antyzakwas seszyn

Niedziela, 9 maja 2010 · Komentarze(1)
Trzeba było trochę rozruszać nogi po zawodach i doznałem szoku bo jakoś zbyt dobrze mi się jechało a wczoraj brakowało sił!! ech trzeba szukać formy...
Jaworzno - Mysłowice - Lędziny - Bieruń (tor fiata)- Lędziny - Imielin - Mysłowice - Jaworzno