Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2010

Dystans całkowity:275.87 km (w terenie 106.25 km; 38.51%)
Czas w ruchu:14:57
Średnia prędkość:18.45 km/h
Maksymalna prędkość:60.20 km/h
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:27.59 km i 1h 29m
Więcej statystyk

Silesia MTB Cup 2010

Niedziela, 30 maja 2010 · Komentarze(4)
Po niefortunnym treningu z wywrotką postanowiłem jednak wystartować, szczerze mówiąc to lepiej wychodziło mi pedałowanie niż chodzenie na nogach - kuśtyk kuśtyk kuśtyk. Wizualne efekty (czyt. siniaki) wywrotki zaczynają wychodzić dopiero dziś jak piszę tą relacje ale mniejsza o to do wesela się zagoi... yyy wesele za 4 dni haha!
Po dotarciu na miejsce wizyta w biurze zawodów celem odebrania numerów startowych i klamka zapadła jadę Mega. W końcu to tylko 34km jeżdżenia po parku, każdy dzieciak by dał rade. W oczekiwaniu na start naszego dystansu dopingujemy resztę ekipy jadącą dystans Mini. Ale i na nas przyszła pora. Początek asfaltem tak jak się spodziewałem...



Potem troszkę leśnych ścieżek...





Żeby znów wjechać na asfalt...



Jak zwykle tempo mnie zabija, zaczynają mnie boleć żebra i kręgosłup prawdopodobnie z powodu treningowej gleby i w głowie znowu jedna myśl co ja tu robię, zamiast siedzieć na słoneczku i popijać chłodne piwko, dojadę pierwszą pętle i ide do auta pakować rower i nie jadę już na żadne zawody, to nie ma sensu chyba już wszyscy mnie wyprzedzili haha!
Do tego wszystkiego mit o parkowym jeżdżeniu odchodzi w zapomnienie, padający przez ostatnie tygodnie deszcz skutecznie rozmiękczył nawierzchnie na terenowych odcinkach trasy a jednak jest ich jednak sporo! Jednak w tym dniu w porównaniu do Zdzieszowic walka z błotem wychodzi mi lepiej, co wraca mi trochę wiary i dodaje uporu, żeby jednak jechać dalej :) robię wielkie oczy jak trasa zaprowadza mnie na tor motocrosowy, hopki, muldy itp. żeby po chwili przenieść się do części dla rowerzystów ale tych bardziej zamortyzowanych.



W życiu bym nie pomyślał że tyle ciekawych miejsc jest w chorzowskim parku. Drugą pętle zaczynam w lekkim deszczu który daje trochę ochłody i wraca sił. Zaczynam jechać swoim tempem wydaje mi się że dość rekreacyjnym i zbyt powolnym ale założenie jest takie żeby dojechać do mety i nacieszyć się jazdą! Koniec zawodów odbywa się w masakrycznej ulewie ale jedzie mi się dobrze... Jest meta!!!
Drugą pętla niby na luzie a czas praktycznie taki sam jak na pierwszej - i po co było się szarpać na starcie :/ trzeba dalej szukać zdrowego umiaru żeby się nie zarzynać na samym początku.

Mega:
1:48:45
63/118 OPEN
23/40 M2

PS
Iskier dzięki za foto!

Zapoznanie z trasą Silesia Cup MTB / lepszy martwy niż drugi

Sobota, 29 maja 2010 · Komentarze(0)


Skończyłem pracę o 7 rano. Szybki telefon do Ziobra - "trzeba objechać trasę jutrzejszych zawodów. Drukuj mapę jedziemy do Chorzowa" Jak ustalili tak zrobili. Zaczęliśmy kluczyć po uliczkach chorzowskiego parku kultury i wypoczynku z mapą to w ręce, to w zębach. Jest tych uliczek od groma. Jakoś nam to pomału szło ale do przodu. Z początku głównie asfalt potem podpięliśmy się pod gościa, który chyba też objeżdżał trasę no i poszło - w błoto. A miało być na spokojnie bez papraniny i bez mycia rowerów. Jak zwykle - nie wyszło :D





Po chwili przerwy po błotnej kąpieli wróciliśmy do mapy i przeczesywania parku za właściwym torem jazdy i natrafiliśmy na, nie wiem jak to nazwać, tor przeszkód/ścieżkę do enduro - coś na ten kształt. I zaczął się konkurs skoków rodem ze słoweńskiej Planicy!!! Zdjęcie niestety nie za wyraźne bo z telefonu.





Po oddaniu ok 10 skoków stwierdziliśmy że podjedziemy jeszcze do góry tą ścieżką na której napotkaliśmy naszą interesującą hopkę. Zjedziemy jeszcze raz i pośmigamy gdzieś dalej. I to był książkowy przykład tego, że nie należy jeździć bez kasku. Dojeżdżając do hopy stwierdziłem że dokręcę nieco mocniej niż poprzednio i spróbuje się mocniej wybić. W powietrzu było pięknie ale gorzej z lądowaniem. Wylądowałem krzywo, rower zaczął sunąć bokiem ja już nie pamiętam czy pod nim czy przeleciałem nad nim. Bilans taki: rower zatrzymał się na leżącym złamanym drzewie, jakieś dwa metry dalej, potargany łokieć, naciągnięta łydka, obite lewe biodro i prawie wybity bark. Całe szczęście sprzęt cały, a ja hmmm trzeba zacisnąć zęby i stawić się jutro na starcie - ból minie, a duma pozostanie! Hehe!
Na domiar tego wszystkiego Ziober zerwał łańcuch w swoim "lowelku", więc nie pozostało nic jak śmigać do busa, i do domu reperować łańcuch i lizać rany...
Do zobaczenia jutro w Chorzowie!

Around the chimneys

Środa, 26 maja 2010 · Komentarze(0)
Poszedłem do piwnicy i rower przykleił mi się do tyłka.....

Walka z wiatrem i dwiema spuchniętymi koleżankami

Wtorek, 25 maja 2010 · Komentarze(0)
Te dwie koleżanki to wątroba i śledziona... wesele w Koniakowie nie służy podtrzymaniu formy oj nieee... mam nadzieje że opuchlizna zejdzie do niedzieli bo szykują się zawody w Chorzowie http://www.silesiamtb.pl/. Na dzień dzisiejszy rundka po okolicy Długoszyn - Szczakowa - Ciężkowice - Mysłowice i do domku... Początek masakra potem się trochę rozruszałem... miejmy nadzieje że pogoda trochę się zmieni oczywiście na lepsze, bo sprzęt się kurzy a mięśnie stygną!

Jak szturcu zamówi pogode to nie ma ....... we wsi :p

Sobota, 15 maja 2010 · Komentarze(0)
Długo wyczekiwany wypad stojący pod dużym znakiem zapytania z powodu pogody. Nie wiem jak to się stało, że leje przez cały tydzień, w sobote szczęśliwie bez deszczu, a dziś to już szkoda gadać! Skąd tyle tej wody na tym niebie się znalazło? Dosyć o pogodzie!

Wypadzik udany: BB Główna asfaltem pod Szyndzielnie, przyjemny podjazd szutrokamykami pod górę...



U góry szybka herbatka, ciacho w schronisku i ogień na Klimczok :D



Z Klimczoka na Błatnią (Błotny) - już wiem skąd nazwa tego szczytu ;p
Tyle błota to w życiu nie widziałem... chwila przerwy





Potem już siuterkiem na dół tak pod 6 dyszek :D żeby na jakimś kamieniu usłyszeć sssssssnake'a... mechanicy kubicy ---> wymiana dętki i dalej już asfaltem wizyta w MC'u amciu amciu, PKP i do domu. Wypad super :) dzięki za towarzystwo dla Jara i Ziobra

Antyzakwas seszyn

Niedziela, 9 maja 2010 · Komentarze(1)
Trzeba było trochę rozruszać nogi po zawodach i doznałem szoku bo jakoś zbyt dobrze mi się jechało a wczoraj brakowało sił!! ech trzeba szukać formy...
Jaworzno - Mysłowice - Lędziny - Bieruń (tor fiata)- Lędziny - Imielin - Mysłowice - Jaworzno

Bike Maraton - Zdzieszowice

Sobota, 8 maja 2010 · Komentarze(0)
Odsłona druga z cyklu Bike Maraton:
Mini
33 M2
139 Open



No i zaczęły się schody... wiem że rower górski z założenia służy do jazdy pod górę! Ale to założenie zakłada też że trzeba mieć jako taką formę hehehe myślałem że wypluje płuca, że już wszyscy mnie wyprzedzili ale zaczął się zjazd i odrobiłem od międzyczasu dziesięć pozycji. Koniec końców w M2 lepiej jak we Wrocławiu ale w OPEN trochę gorzej. Nadszedł czas przerwy odpuszczam dwie edycje, kolejny start dopiero w Piechowicach 19 czerwca.



Spacer dzień przed

Piątek, 7 maja 2010 · Komentarze(0)
Jutro Zdzieszowice - nie chce mi się jechać...

Zapoznanie z trasą kolejnej eliminacji Bike Maratonu - Zdzieszowice

Sobota, 1 maja 2010 · Komentarze(1)
Z powodu odwołania zawodów w Jaworznie chcieliśmy coś zrobić jak już mieliśmy rowery w aucie poubierani na rower... zastanawialiśmy się chwile i bach jedziemy do Zdzieszowic :p wyszukaliśmy na miejscu stadion spod którego mamy startować w przyszłym tygodniu na Bike Maratonie no i w drogę... na początku asfalt całkiem płaski, zaczyna się pomału wznosić, no i później zaczyna się już fajnie (choć nie tak ostro jak na Równicy)



W pewnym momencie odbijamy z asfaltu w lewo i przed oczami staje nam ostra górka z nawierzchnią trawiastośliskokamienistą - jest co kręcić.
Znowu asfalt i dojeżdżamy do pomnika - sam nie wiem jakiego. Od pomnika zjeżdża się dość masakrycznym singlem, który na końcu nie wiedzieć czemu wrzuca nas na schody, a schody wypluwają albo na lewo albo na prawo (lewa Ziobra - przytulił się do tablicy informacyjnej, prawa moja pięknie wyglebiliśmy - strasznie ślisko)
A oto efekty:



Potem przejechaliśmy przez amfiteatr...



Żeby opuścić amfiteatr trzeba wziąć rower na plecy i podejść ok 10 schodów i zaczyna się podjazd po masakrycznie śliskich kamieniach.
Potem jakoś już moja dobra pamięć ale krótka już nie bardzo zakodowała co i jak ale jechaliśmy zjazdem - mój max 53km/h baaardzo ślisko, dużo gałęzi dość grubych leżących na drodze, koleiny strasznie wciągające, jeżeli będzie mokro to trzeba baaardzo uważać!!

No i w sumie potem już totalnie nie znajdując podobieństwa naszej rzeczywistej drogi z tym co na wydrukowanej mapie po prostu pokręciliśmy się po okolicy.

A tak kończy się cwaniakowanie pod tytułem "Ziober zrób mi fote jak stoje na rowerze z przednim kołem na murku"



Szybki powrót do domu i toaleta sprzętów :D