Zapoznanie z trasą kolejnej eliminacji Bike Maratonu - Zdzieszowice
Sobota, 1 maja 2010
· Komentarze(1)
Z powodu odwołania zawodów w Jaworznie chcieliśmy coś zrobić jak już mieliśmy rowery w aucie poubierani na rower... zastanawialiśmy się chwile i bach jedziemy do Zdzieszowic :p wyszukaliśmy na miejscu stadion spod którego mamy startować w przyszłym tygodniu na Bike Maratonie no i w drogę... na początku asfalt całkiem płaski, zaczyna się pomału wznosić, no i później zaczyna się już fajnie (choć nie tak ostro jak na Równicy)

W pewnym momencie odbijamy z asfaltu w lewo i przed oczami staje nam ostra górka z nawierzchnią trawiastośliskokamienistą - jest co kręcić.
Znowu asfalt i dojeżdżamy do pomnika - sam nie wiem jakiego. Od pomnika zjeżdża się dość masakrycznym singlem, który na końcu nie wiedzieć czemu wrzuca nas na schody, a schody wypluwają albo na lewo albo na prawo (lewa Ziobra - przytulił się do tablicy informacyjnej, prawa moja pięknie wyglebiliśmy - strasznie ślisko)
A oto efekty:

Potem przejechaliśmy przez amfiteatr...

Żeby opuścić amfiteatr trzeba wziąć rower na plecy i podejść ok 10 schodów i zaczyna się podjazd po masakrycznie śliskich kamieniach.
Potem jakoś już moja dobra pamięć ale krótka już nie bardzo zakodowała co i jak ale jechaliśmy zjazdem - mój max 53km/h baaardzo ślisko, dużo gałęzi dość grubych leżących na drodze, koleiny strasznie wciągające, jeżeli będzie mokro to trzeba baaardzo uważać!!
No i w sumie potem już totalnie nie znajdując podobieństwa naszej rzeczywistej drogi z tym co na wydrukowanej mapie po prostu pokręciliśmy się po okolicy.
A tak kończy się cwaniakowanie pod tytułem "Ziober zrób mi fote jak stoje na rowerze z przednim kołem na murku"

Szybki powrót do domu i toaleta sprzętów :D

W pewnym momencie odbijamy z asfaltu w lewo i przed oczami staje nam ostra górka z nawierzchnią trawiastośliskokamienistą - jest co kręcić.
Znowu asfalt i dojeżdżamy do pomnika - sam nie wiem jakiego. Od pomnika zjeżdża się dość masakrycznym singlem, który na końcu nie wiedzieć czemu wrzuca nas na schody, a schody wypluwają albo na lewo albo na prawo (lewa Ziobra - przytulił się do tablicy informacyjnej, prawa moja pięknie wyglebiliśmy - strasznie ślisko)
A oto efekty:

Potem przejechaliśmy przez amfiteatr...

Żeby opuścić amfiteatr trzeba wziąć rower na plecy i podejść ok 10 schodów i zaczyna się podjazd po masakrycznie śliskich kamieniach.
Potem jakoś już moja dobra pamięć ale krótka już nie bardzo zakodowała co i jak ale jechaliśmy zjazdem - mój max 53km/h baaardzo ślisko, dużo gałęzi dość grubych leżących na drodze, koleiny strasznie wciągające, jeżeli będzie mokro to trzeba baaardzo uważać!!
No i w sumie potem już totalnie nie znajdując podobieństwa naszej rzeczywistej drogi z tym co na wydrukowanej mapie po prostu pokręciliśmy się po okolicy.
A tak kończy się cwaniakowanie pod tytułem "Ziober zrób mi fote jak stoje na rowerze z przednim kołem na murku"

Szybki powrót do domu i toaleta sprzętów :D
